Salve Regina/Witaj Królowo - Sandomierz
Trasa: Kielce – Sandomierz - Kielce
Długość trasy: 135 km
Uczestnicy wycieczki: Blacha, Paula,
Ryba, Karola, Paulito
Plan wycieczki rowerowej do Sandomierza
od początku roku kreował się w głowach wszystkich członków KoksuClub. Gorzej
było dopasować odpowiedni termin, aby każdy był zadowolony i miał możliwość
uczestniczyć w tym wielkim wydarzeniu. Ograniczeni czasowo ze względu na pociąg
kursujący w okresie wakacji zmuszeni byliśmy na szybkie podjęcie decyzji co do
terminu wycieczki. Tak też się stało, cel został nakreślony, padła data
wspólnej wyprawy – ostatnia sobota sierpnia 2017 roku. Na początku swój udział
potwierdziła trójka klubowiczów (Karola, Ryba i Paulito), w ostatniej chwili
dołączyła kolejna dwójka (Blacha wraz ze swą małżonką Paulą). Wszyscy
razem ze swoimi rowerami wyruszyliśmy na podbicie Sandomierza (slang: San
Domingo). Sandomierz to jedno z najstarszych, najpiękniejszych i
najważniejszych historycznie miast w województwie świętokrzyskim w powiecie
sandomierskim, położone nad Wisłą, na siedmiu wzgórzach
(stąd miasto nazywane jest czasem „małym Rzymem”). Sandomierz jest usytuowany w
Nizinie Nadwiślańskiej i rozciąga się od Wyżyny Sandomierskiej po Równinę
Tarnobrzeską. Plan wyprawy wyglądał następująco. Korzystając z kursującego
pociągu wakacyjnego dostaliśmy się do Sandomierza. Wyjazd pociągu
odbył się o godzinie 07:34 z dworca Kielce. Tabor wyposażony był w
miejsca siedzące, w specjalne miejsca do przewożenia rowerów,
bezpłatny bezprzewodowy Internet, klimatyzację, a także przestronną toaletę.
Wszyscy byliśmy pozytywnie zaskoczeni warunkami panującymi w
pociągu. Zabierając ze sobą dobry humor i pozytywne nastawienie na miejscu
byliśmy na godz. 10:00. Zwiedzanie miasta zaczęliśmy od odwiedzenia Wąwozu Królowej
Jadwigi.
Wąwóz Królowej Jadwigi rozdziela wzgórza Świętojakubskie i
Świętopawelskie. Jest to najpiękniejszy wąwóz spośród lessowych wąwozów
sandomierskich. Strome ściany tego blisko półkilometrowego jaru dochodzą do
dziesięciu metrów wysokości. Zbocza wąwozu i jego korona porośnięte są gęsto
drzewami i krzewami. Wśród drzew dominują drzewa liściaste, w tym lipy, klony,
akacje, a czarny bez jest najpospolitszy wśród krzewów. Według legendy miejsce
to często odwiedzane było przez królową Jadwigę, która była częstym
gościem pobliskiego dominikańskiego kościoła p. w. św. Jakuba Apostoła, stąd
też wąwóz ten nazwano jej imieniem.
Po zwiedzaniu wąwozu podjechaliśmy do Parku Piszczele.
Park Piszczele położony jest w centralnej części
Sandomierza. Nazwa Parku powstała w związku ze znalezieniem na jego
terenie ludzkich kości piszczel, choć to dość drastyczne znalezisko, to
obecnie jest to wspaniałe miejsce rekreacji dla miejscowych oraz zwiedzających
turystów. Obszar Parku Piszczele ma zróżnicowaną rzeźbę, można tu
zauważyć liczne wcięcia w skały lessowe. Dnem wąwozu w Parku płynie potok
Piszczelka, a teren ten porastają wiązy, klony, kasztanowce, akacje i topole.
Przejeżdżając przez Park ścieżką rowerową znaleźliśmy się
przy Dworku
Ojca Mateusza.
Jest to jeden z nielicznych, zachowanych przykładów dworku
podmiejskiego w Sandomierzu. Położony jest w najstarszej dzielnicy Sandomierz,
u stóp wzgórza świętojakubskiego przy obecnej ulicy Staromiejskiej i parowu
Podwala Dolnego, w otoczeniu kilku pomnikowych drzew i kasztanowej alei
dojazdowej. Jego nazwa pochodzi od nazwiska jego pierwszych i wieloletnich
właścicieli. W rękach Skorupskich dwór pozostał do 1928 r., po czym sprzedany
trafił w ręce rodziny Malinowskich, a w 1936 r został sprzedany Towarzystwu
Wzajemnej Pomocy Rzymsko Katolickich kapłanów Diecezji Sandomierskiej. Po II
wojnie światowej został przejęty przez państwo, w 1986 r. powrócił do swych właścicieli.
Obecnie jest wyremontowany i zaadaptowany na cele turystyczne.
Przejeżdżając wzdłuż Bazyliki Katedralnej
Narodzenia NMP dotarliśmy na rynek.
Rynek w Sandomierzu to główny plac w mieście o całkiem
sporych wymiarach. Wita on turystów pięknymi kamieniczkami, przyjazną atmosferą
i stojącym w centralnym punkcie wspaniałym renesansowym Ratuszem o gotyckim
rodowodzie. Ten jeden z najpiękniejszych renesansowych ratuszy w Polsce
odznacza się niecodzienną bryłą, powstałą w XIV i XV wieku, ozdobioną w XVI wieku
attyką. Jest to najstarsza budowla na Rynku w Sandomierzu. Otynkowana na biało
wieża dobudowana została w XVII wieku, z arkadowym wejściem do sal parteru
pokryta jest blaszanym dachem i zwieńczona orłem z czasów Księstwa
Warszawskiego. Stanowi ona świetny element kontrastowy dla ciemnej bryły
pozostałej części budowli z czerwonej cegły. W
piwnicach ratuszowych niegdyś ponoć przetrzymywano więźniów. Dziś wnętrza
Ratusza kryją Muzeum Okręgowe. Prezentowane są tutaj m.in. zabytkowe meble,
historyczne dokumenty i pieczęcie oraz słynne szachy sandomierskie datowane na
XII-XIII wiek.
Po dłuższej przewie śniadaniowej, kilku pamiątkowych fotek
na Starówce podjechaliśmy pod Bramę Opatowską.
Brama Opatowska jest jedyną zachowaną dawną bramą wjazdową
do Sandomierza. Wybudowana w drugiej połowie czternastego wieku z fundacji
króla Kazimierza Wielkiego wchodziła w skład obwarowań miasta. W Sandomierzu
niegdyś były cztery bramy wjazdowe: Zawichojska, Lubelska, Krakowska i
Opatowska. Brama Opatowska umożliwiała wjazd do Sandomierza od strony Opatowa,
stąd właśnie jej nazwa - opatowska. W bramie są schody umożliwiające wejście na
znajdujący się na szczycie taras widokowy.
Z uwagi na to, że w naszym posiadaniu mieliśmy rowery nie
skorzystaliśmy z tego wejścia. W poszukiwaniu innego tarasu widokowego (z
widoczną panoramą Gór Świętokrzyskich) przypadkiem znaleźliśmy się przy Dawnej
Synagodze.
Dawna Synagoga powstała w na przełomie XVII / XVIII w. W XVIII w.
dobudowano od północy dom kahału. Obecnie mieści się tu Oddział Archiwum
Państwowego. W jego zbiorach znajdują się akta miasta Sandomierza od XVI w.
oraz bogate zbiory archiwaliów z XIX w., obejmujące obszar całego województwa.
Obok synagogi, nad skarpą, zachował się odcinek muru obronnego z pozostałością
baszty.
Mijając po drodze Ucho Igielne (Furtka
Dominikańska) oraz Muzeum
Okręgowe-Ratusz, skierowaliśmy się w południowo-zachodnią część Sandomierza
na osiedle Krakówka, gdzie znajduje się tajemnicze Wzgórze Salve Regina.
Ze wzgórzem tym wiąże się szereg legend. Jedna z nich mówi o
tym, że może znajdować się tam kurhan grzebalny, usypany na wzór kopca Krakusa
w Krakowie. Podaje się, że w czasie najazdu Mongołów, wymordowano znaczną
liczbę Dominikanów. Hodowany przez nich w klasztorze dominikańskim byk uciekł i
udał się w pogoń za Mongołami, w celu pomszczenia ich śmierci. Nie udało mu się
jednak ich dogonić, ale za to usypał kopytami kopiec, a następnie wyrył na jego
szczycie napis "Salve Regina", który oznacza „Witaj Królowo”.
Z uwagi na zbliżające się do San Domingo ciemne, deszczowe
chmury ruszyliśmy w drogę powrotną do domu. Wjeżdżając na wschodni szlak
rowerowy Gren Velo napotkaliśmy na drodze ścianę deszczu. Szybko obraliśmy
kierunek odwrotny, by schować się przed deszczem. Zatrzymaliśmy się w przydrożnej
altance przy „Restauracja & Noclegi Grill Solo”. Niejednemu przez głowę
przeszło by wracać do domu pociągiem. Po przeszło godzinnej przerwie podjęliśmy
drugą próbę i ruszyliśmy przed siebie do domu. Po przejechaniu 5km, znów
spotkało nas zerwanie chmury. Tym razem zatrzymaliśmy się na przydrożnym
przystanku autobusowym. Mimo dobrych humorów nie narzekaliśmy na nudę. Wszyscy
siedząc na przystanku kibicowaliśmy przejeżdżającym obok nas kolarzom, którzy
startowali w maratonie Sandomierz. W głowach do dnia dzisiejszego pozostał nam
jeden komentarz wypowiedziany przez jedną z uczestniczek maratonu:
„A wy czemu nie jedziecie?”. I tak jak tylko przeszedł deszcz ruszyliśmy dalej
- w końcu do trzech razy sztuka. Szlak rowerowy jest dobrze oznakowany. Biegnie
przez urokliwe miasteczka i wsie, bogate sady owocowe i malownicze krajobrazy
lessowych wąwozów, dolin i kolorowych pól. Mijając po drodze Zawisełcze,
Koćmierzów, Zawierzbie, Zajeziorze, Skotniki, Sośniczany, Jachimowice, Byszów
dotarliśmy do Klimontowa. Z
uwagi na zbliżającą się porę obiadową, by zaspokoić głód zrezygnowaliśmy ze
zwiedzania tej miejscowości i ruszyliśmy dalej w poszukiwaniu przydrożnej
restauracji. Przejeżdżając przez Pokrzywiankę, Konary, Kujawy dojechaliśmy do Ujazdowa.
Zatrzymując się przy Zamku Krzyżtopór zrobiliśmy
sobie krótką przerwę oraz parę zdjęć pamiątkowych.
Zamek Krzyżtopór w Ujeździe to pełna magii i
tajemniczości ruina znajdująca się wśród pól i wzgórz ziemi opatowskiej, z dala
od głównych dróg i szlaków. Jest zabytkiem klasy międzynarodowej,
wyjątkowym, chociaż mocno zniszczonym. Zamek wzniesiony został w latach
1627-1644 na polecenie wojewody sandomierskiego Krzysztofa Ossolińskiego.
Zbudowany został we włoskim stylu palazzo in fortezza. Był więc pałacem
posiadającym cechy obronne, do których zaliczyć można między innymi bastiony
oraz otaczającą go suchą fosę. Wojewoda Ossoliński nie mógł zbyt długo
nacieszyć się pałacem, ponieważ zmarł już rok po zakończeniu prac budowlanych.
Zamek przeszedł w ręce jego syna, husarza Krzysztofa Baldwina Ossolińskiego,
który poległ podczas walk z tatarami wspierającymi powstanie Chmielnickiego.
Następnie przypadł spokrewnionym rodzinom Paców, Kalinowskich,
Denhoffów i Morsztynów. W 1655 roku Zamek został zdobyty podstępem przez
wojska szwedzkie. Szwedzi, jak to mieli w zwyczaju, wywieźli kosztowności
znajdujące się w pałacu, w tym okazały zegar znajdujący się nad bramą wjazdową.
Łupem najeźdźców oprócz kosztowności padła też biblioteka wraz z całym
archiwum. To właśnie wtedy zaginęła dokumentacja związana z budową Pałacu.
Kilka lat po potopie szwedzkim, generał Jan Michał Pac dokonał remontu
południowej mieszkalnej części zamku. W Krzyżtoporze mieszkał do 1768 roku,
kiedy to wybuchła konfederacja barska (jej uczestnicy znaleźli w zamku
schronienie). Generał Pac po upadku konfederacji wyjechał w 1770 roku do
Paryża, a rezydencja zaczęła popadać w coraz większą ruinę. Zamek z czasem
niszczał coraz bardziej, koszty jego renowacji i utrzymania były bowiem ogromne
i nawet tak zamożne rodziny jak Łempiccy (których własnością zamek stał się w
1815 roku) nie chcieli się tego podjąć. Zamek Krzyżtopór świetnością cieszył
się jedynie 11 lat, później stał się ruiną, którą jest po dziś dzień. Jako
trwała ruina został zresztą wpisany do rejestru zabytków. W 1991 roku został
udostępniony do zwiedzania turystom, a od 2007 roku pieczę nad nim sprawuje
gmina Iwaniska. Ruiny przeszły niedawno renowację, zostały też dodatkowo
zabezpieczone (prace skończono w 2014 roku).
Głodni z burczącymi brzuchami zatrzymaliśmy się na rynku w
pizzerii w Iwaniska. Po godzinnej przewie z pełnymi żołądkami ruszyliśmy dalej
w drogę wschodnim szlakiem rowerowym Gren Velo. I tak mijając po drodze
Marianów, Wierzbka, Niedźwiedź dotarliśmy do kolejnego krótkiego postoju na
rynku w Rakowie.
Z uwagi na późną godzinę szybko wróciliśmy do kręcenia. Przejeżdżając przez Drogowle,
Mędrów, Korzenno, Smyków, Holendry, Ujny, Trzemosną, Borków, Marzysz, Suków,
Dyminy w końcu dotarliśmy do domu. Mając 135 km na liczniku z dumą i
satysfakcją zapisaliśmy ten wyjazd w naszej pamięci. Oczywiście podczas tego
tripu narodził się pomyśl na kolejny długodystansowy wypad rowerowy, a
mianowicie przejechać tą samą trasę tylko w drugą stronę, zaliczając w Sandomierzu
m.in. Góry Pieprzowe. Mamy nadzieję, że w przyszłym roku jak tylko uruchomią
pociąg wakacyjny do Sandomierza uda nam się zrealizować nasz plan.
Komentarze
Prześlij komentarz